Thursday, 5 July 2012

Missha Misa Cho Bo Yang Rejuvenating Essence & Cream

     Missha Misa Cho Bo Yang JIN Rejuvenating Essence 


Zgodnie z deklaracja producenta esencja ma zawierać 100% sok z zen-szenia (cokolwiek to może znaczyć ), 50 rożnych ekstraktów z roślin stosowanych w medycynie orientalnej oraz prawdziwe złoto.
Główne składniki: czarny żeń-szen, dziki żeń-szen, czerwony żeń-szen i trędownik.

Co mnie skusiło do zakupu tej właśnie esencji? Tak właściwie to sama się zastanawiam :)
Z pewnością sam fakt, że jest to esencja -  gdyż w porównaniu do kremów znacznie łatwiej się wchłania i jest zdecydowanie lżejsza dla skory mieszanej z tendencja do przetłuszczania się.
Drugą przyczyną było wgłębianie się w artykuły na temat cudownego działania  żeń-szenia, jego właściwości odmładzających i przeciwzmarszczkowych. Dopiero potem doczytałam że zależy od tego jaki żeń-szeń i skąd :)
Tak, żeń-szeń i żeń-szeń to nie to samo.

Trzecia przyczyna to fakt, że Sulwahsoo postawiło ponad 50 lat temu na żeń-szen i w dniu dzisiejszym należy do grona najbardziej  prestiżowych  marek kosmetyków koreańskich ...głownie ze względu na skuteczne działanie żeń-szenia :) A jeśli dla Sulwhasoo żeń-szen zadziałał, to dlaczego nie dla świetnie kopiującej większość prestiżowych marek kosmetyków - Missha ?

Tańsza wersja Concentrated Ginseng Cream?
Zafascynowana ów cudownym składnikiem, jakim jest żeń-szeń , a dokładniej to aż 4 jego rodzaje w  Cho Bo Yang Jin  (co brzmi  nawet lepiej niz Sulwhasoo) , nie trudziłam się nawet szukaniem składu kosmetyku. Tutaj wydaje mi się, bazowałam na znajomości składów pozostałych produktów tego producenta które z reguły sprawiały pozytywne wrażenie. Zaufałam. 
Zakup w ciemno.




Esencja Cho Bo Yang Jin faktycznie zawiera drobinki złota, które znikają w trakcie aplikacji kosmetyku.. Zapach bardzo dziwny, połączenie ziol z czym chemicznym, dający w efekcie zapach zjełczałego kremu. Nie pachnie żeń-szeniem jak kremy Sulwhasoo. Szczerze, to pachnie jak zepsuty krem i tutaj się zastanawiam, czy nie trafiłam na felerna sztukę. Jest wyraźny akcent ziołowy i data przydatności kosmetyku jest w porządku ale niestety... śmierdzi. Przy czym zaznaczę, ze uwielbiam zapachy ziołowe i nie mam absolutnie nic przeciwko...ten jednak daje do myślenia.. Podobnie zresztą pachnie krem do twarzy z tej samej serii, identycznie :) Może tak właśnie powinien pachnąć?




Esencja  jest bardzo ciężka, bogata, przeznaczona zdecydowanie dla skory przesuszonej. Na mojej skórze bardzo długo się wchłania i migruje do oczu. Plusem jest to, ze nie zapycha.
Minusem - na skórze przetłuszczającej się, po kilku godzinach zaczyna odstawać razem z warstwą kumulującego się pod nim sebum - szczególnie po długiej nocy.
Wchłania się  jednak w miejscach w których skóra jest przesuszona.
Formuła  kremu po prostu nie dla mnie.
Kolejnym minusem jest zapach, który nie tylko jest nieprzyjemny ale i utrzymuje się zbyt długo.
Mimo przyzwoitego oczyszczenia twarzy, po nałożeniu tego kremu mam uczucie brudnej skóry - wina zapachu? 
Dla mnie zakup nietrafiony.Zawiodłam się na całej linii...ale z własnej winy :)


Krem  Cho Bo Yang Jin posiada konsystencje typowo  maślana. Topi się jak masło w kontakcie z ciepłem skory. Bardzo bogaty i znacznie cięższy niż esencja. Wystarczy drobinka na pokrycie całej twarzy. Zawiera drobinki złota i podobnie jak esencja bardzo szybko migruje do oczu - na szczęście oba produkty nie podrażniają oczu. Czy ma działanie przeciwzmarszczkowe?
Nie wiem, z powodu zapachu wylądował na łokciach i łydkach.

 
 
Każdego  rana skora twarzy wydawała się być przeciążona, zmęczona  i aż prosiła się o usuniecie pozostałości bardzo nieprzyjemnego, tłustego filmu po obu produktach.



No comments:

Post a Comment